Włodzimierz Wysocki
Dzienniki (fragmenty)
(...) Tam, na granicy, stanę i odetchnę,
pokażę paszport i stempelki
i żołnierz na mój widok się uśmiechnie
i szlaban w pozdrowieniu wzniesie wzwyż.
Jeszcze parę pytań
ma do mnie Kraj Rad
i ruszam z kopyta
w nieznany mi świat,
jeszcze prosi celnik
o autograf - i
tyle nas widzieli!
Wyjechaliśmy!
W lusterku z zewnątrz państwo widzę nasze.
Oj, za granicą jestem pierwszy raz!
na złość niektórym jestem i zobaczę
Warszawę, Paryż i sto innych miast!(...)
I nagle mózg rozsadzać zaczął czaszkę,
wróciło to, co wraca nie od dziś:
Powstanie przypomniało mi się Warszawskie
i polski ból w rosyjską wtargnął myśl.
Wzywali pomocy,
błagali o broń,
a nasi sztabowcy
zatrzymali front.
Chcieliśmy przez Wisłę
z marszu, jak się da ...
i płakali wszyscy
słysząc wciąż:
"Nielzia! "
Było - minęło, lecz do dzisiaj w sercu
niczym odłamek tamte sprawy tkwią:
bezsilny szloch naszych krasnoarmiejców
i ten haniebnie zatrzymany front ...
Czemu stały armie
sześćdziesiąt trzy dni,
patrząc jak Powstanie
nurza się we krwi?
Ponoć był to akt,
taka nasza gra,
żeby wiedział Zachód,
kto tu rację ma.
A może sztab miał wtedy inne sprawy?
Może za późno zameldował zwiad?
Dociskam gaz - zbliżam się do Warszawy.
Nadrobić chcę spóźnienie z tamtych lat.
Koniec lasu, zmiana widoków,
coraz więcej domów i bloków,
cień za cieniem z boku,
przeskakuje miękko w samochód.
Autostrada i miasto w tle: -
Pany, zdrawstwujtie! Pani, zdrawstwujtie!
I ci co życzą nam źle -
wszyscy zdrawstwujtie, wszyscy zdrawstwujtie?
Chyląc głowę w pokłonie, jadę
przez Warszawę, polską Warszawę.
Czuje, wierzę i śnię na jawie,
że w Warszawie jestem, w Warszawie ...
Oto ona - odbudowana,
i ta sama, i nie ta sama,
przez szaleńców z ziemią zrównana,
niezrównana, nieporównana!
Inne kraje i obyczaje -
strzałki, ronda, światła, tramwaje -
przed staruszką pokornie staję,
chcę zapytać jak jechać dalej.
Dukam polskie zdanie - pytanie,
a staruszka: "Prosto, kochani!".
Potem drepcząc przez skrzyżowanie
powtórzyła: "Prosto, kochani!".
Pańskiej, hardej Rzeczpospolitej,
Polsce twardej i Polsce sprytnej,
od zachodu i od wschodu bitej,
lecz zadziornej i niespożytej -
i Warszawie, bliskiej od dawna,
tak skrzywdzonej podczas Powstania,
legendarnej, pięknej jak panna -
do swidanja wam, do swidanja!
1973 (tłum. B. Jagiełło)
Zawsze się wzruszam 1 sierpnia o godzinie 17.00 jak jestem w Warszawie na
ulicy. Pozdrawiam
Dzienniki (fragmenty)
(...) Tam, na granicy, stanę i odetchnę,
pokażę paszport i stempelki
i żołnierz na mój widok się uśmiechnie
i szlaban w pozdrowieniu wzniesie wzwyż.
Jeszcze parę pytań
ma do mnie Kraj Rad
i ruszam z kopyta
w nieznany mi świat,
jeszcze prosi celnik
o autograf - i
tyle nas widzieli!
Wyjechaliśmy!
W lusterku z zewnątrz państwo widzę nasze.
Oj, za granicą jestem pierwszy raz!
na złość niektórym jestem i zobaczę
Warszawę, Paryż i sto innych miast!(...)
I nagle mózg rozsadzać zaczął czaszkę,
wróciło to, co wraca nie od dziś:
Powstanie przypomniało mi się Warszawskie
i polski ból w rosyjską wtargnął myśl.
Wzywali pomocy,
błagali o broń,
a nasi sztabowcy
zatrzymali front.
Chcieliśmy przez Wisłę
z marszu, jak się da ...
i płakali wszyscy
słysząc wciąż:
"Nielzia! "
Było - minęło, lecz do dzisiaj w sercu
niczym odłamek tamte sprawy tkwią:
bezsilny szloch naszych krasnoarmiejców
i ten haniebnie zatrzymany front ...
Czemu stały armie
sześćdziesiąt trzy dni,
patrząc jak Powstanie
nurza się we krwi?
Ponoć był to akt,
taka nasza gra,
żeby wiedział Zachód,
kto tu rację ma.
A może sztab miał wtedy inne sprawy?
Może za późno zameldował zwiad?
Dociskam gaz - zbliżam się do Warszawy.
Nadrobić chcę spóźnienie z tamtych lat.
Koniec lasu, zmiana widoków,
coraz więcej domów i bloków,
cień za cieniem z boku,
przeskakuje miękko w samochód.
Autostrada i miasto w tle: -
Pany, zdrawstwujtie! Pani, zdrawstwujtie!
I ci co życzą nam źle -
wszyscy zdrawstwujtie, wszyscy zdrawstwujtie?
Chyląc głowę w pokłonie, jadę
przez Warszawę, polską Warszawę.
Czuje, wierzę i śnię na jawie,
że w Warszawie jestem, w Warszawie ...
Oto ona - odbudowana,
i ta sama, i nie ta sama,
przez szaleńców z ziemią zrównana,
niezrównana, nieporównana!
Inne kraje i obyczaje -
strzałki, ronda, światła, tramwaje -
przed staruszką pokornie staję,
chcę zapytać jak jechać dalej.
Dukam polskie zdanie - pytanie,
a staruszka: "Prosto, kochani!".
Potem drepcząc przez skrzyżowanie
powtórzyła: "Prosto, kochani!".
Pańskiej, hardej Rzeczpospolitej,
Polsce twardej i Polsce sprytnej,
od zachodu i od wschodu bitej,
lecz zadziornej i niespożytej -
i Warszawie, bliskiej od dawna,
tak skrzywdzonej podczas Powstania,
legendarnej, pięknej jak panna -
do swidanja wam, do swidanja!
1973 (tłum. B. Jagiełło)
Zawsze się wzruszam 1 sierpnia o godzinie 17.00 jak jestem w Warszawie na
ulicy. Pozdrawiam